Wyprawa IV: Olechów — czyli kamień graniczny "prawie" odnaleziony (7 km)
Ostatnia, czwarta wycieczka wzdłuż granic byłego "państwa pabiańskiego" miała miejsce w Łodzi na Olechowie w 2010 r. Była to najkrótsza z moich "wypraw", ale za to najważniejsza. To tutaj z bardzo dużym prawdopodobieństwiem leżał niegdyś kamień graniczny z wykutą ostrogą, o którym wspominał M. Baruch.
Dlaczego właśnie tu, na Olechowie? O tym za chwilę...
Jak pisał Baruch, z zachowanych dokumentów wynika, że kamień znajdował się gdzieś pomiędzy Wolą Rakową a Wiączyniem. To właściwie jedyna informacja o lokalizacji, jaką mamy. Trochę niewiele... Niemniej jednak zastanówmy się, gdzie mogło być to "gdzieś".
Kamień graniczny o dużych rozmiarach na pocz. XVI w. (zakładamy, że to nie legenda i kamień rzeczywiście istniał) bez wątpienia spełniał rolę ważnego punktu administracyjnego, informacyjnego ale również i drogowego. Aby dobrze spełniał swoje zadanie musiał być umiejscowiony przy jakiejś drodze (ewentualnie przy skrzyżowaniu dróg) tak, aby każdy kto go mijał, wiedział, że znajduje się na terenie dóbr pabianickich. W pierwszej kolejności musimy więc ustalić czy istniała jakaś bezpośrednia, najprostsza droga łącząca Wolę Rakową i Wiączyń i — jeśli istniała — jaki miała przebieg. Na żadnej z dwóch najstarszych map nie ma traktu, który łączyłby bezpośrednio te dwie wsie. Jedynym rozsądnym i najkrótszym połączeniem wydaje się być droga, która prowadziła z Woli Rakowej do Wiączynia przez wieś Wiskitno. Co ciekawe droga ta, poza odcinkiem który zniknął pod terenami wybudowanej w czasie II wojny światowej stacji kolejowej Łódź-Olechów, przetrwała aż do dzisiaj. Jej aktualny przebieg jest następujący: Wola Rakowa ⇒ DK 714 ⇒ Giemzów ⇒ Łódź, ul. Św. Rafała Kalinowskiego ⇒ Wiskitno ⇒ ul. Kolumny ⇒ ul. Zagrodowa ⇒ dworzec Łódź-Olechów ⇒ droga gruntowa pomiędzy Aleją Ofiar Terroryzmu 11.IX i ul. Zakładową ⇒ ul. Transmisyjna ⇒ granica dóbr pabianickich ⇒ dalej ul. Transmisyjna w kier. Wiączynia. Inne drogi, które brałem pod uwagę prowadziły z Woli Rakowej za bardzo na wschód w kierunku Bedonia, dlatego wydaje mi się, że raczej nie spełniały roli głównego traktu, choć oczywiście zapewne z Bedonia jakieś drogi do Wiączynia również prowadziły. Opisaną powyżej drogę przedstawiają poniższe mapy, począwszy od najstarszej z 1750 do najmłodszej z lat 80. XX wieku.
A teraz odpowiedź na pytanie: dlaczego uważam, że Olechów? Odpowiedź według mnie jest bardzo prosta. Kamień graniczny jak wynika z zachowanych dokumentów został usunięty przez starostę wiączyńskiego, który nie zgadzał się z przebiegiem ówczesnej granicy. Logiczne jest więc zatem, że kamień musiał leżeć na pograniczu dóbr pabianickich i wiączyńskich. Olechów, a dokładniej tereny późniejszego Olechowa (wieś założona została dopiero pod koniec XVIII w.) na przełomie XV/XVI w., kiedy jeszcze istniał kamień, graniczyły właśnie z ziemiami należącymi do Wiączynia i to przez ten teren prowadził opisany wcześniej trakt z Woli Rakowej. Spójrzmy jeszcze raz na mapy z 1750 i 1796 r. Widać na nich, że na terenie późniejszego Olechowa istniało również rozwidlenie dróg do Wiączynia i do Bedonia. Mamy więc kolejny mocny punkt — skrzyżowanie dróg. Aby tego było mało wspomniana droga w kierunku Bedonia zachowała się aż do dziś i obecnie istnieje pod nazwą ul. Zakładowej
Ale to jeszcze nie koniec argumentów przemawiających za tym, że to na Olechowie jest właśnie to miejsce, którego szukamy. Kiedy po raz pierwszy oglądałem mapę Teütsch'a z 1750 r. nie zwróciłem zupełnie uwagi na jeden niezwykle istotny szczegół. Mianowicie w miejscu, w którym kiedyś łączyły się drogi z Bedonia, Wiączynia i Wiskitna widnieje oznaczenie, które zupełnie nie pasuje do reszty oznaczeń na mapie i występuje tylko tutaj. Kształt tego oznaczenia ewidentnie przypomina wyglądem duży kamień. Ale czy to oznacza, że kamień istniał jeszcze prawie 250 lat po jego rzekomym usunięciu przypuszczalnie na przełomie XV/XVI wieku? Jak dla mnie są dwie możliwości: albo został oznaczony na mapie ten sam kamień z wykutą ostrogą, albo jakiś kolejny, położony tu w późniejszym okresie. Jednak to, że na mapie jest zaznaczony kamień, raczej nie ulega wątpliwości. Nasuwa się natomiast inne bardzo ważne pytanie: dlaczego tak istotny punkt nie został oznaczony na późniejszej mapie Odrowąża-Pieniążka? Niestety tego pewnie już się nie dowiemy.
I w ten oto sposób po niezbyt skomplikowanej analizie udało się ustalić dokładną i jak na razie jedyną, najbardziej prawdopodobną lokalizację kamienia granicznego czyli dawne rozwidlenie dróg do Bedonia, Wiączynia i Wiskitna, a obecnie skrzyżowanie ulic Zakładowej i Transmisyjnej.
A jak wygląda to miejsce dzisiaj? Idąc ul. Zakładową w kierunku ul. Transmisyjnej od razu moją uwagę zwrócił stojący tu krzyż. Po chwili okazało się, że w jego pobliżu przy drodze leży kilka — w części zakopanych w ziemi — potężnych kamieni. Dodatkowo sam widok skrzyżowania wskazywał na to, że czas w tym miejscu jakby się zatrzymał — dookoła wielkie połacie terenów pozajmowane przez duże firmy, na przeciwko mnie w oddali wieżowce Olechowa i potężne kominy EC-4, a tuż przede mną droga gruntowa prowadząca z jednej strony do zagajnika, z drugiej w pole, a przy niej może niezbyt stare, ale okazałe drzewo, krzyż i ogromne kamienie, leżące tu na pewno nieprzypadkowo. Od razu pomyślałem sobie: — Tak, to musiało być tutaj i nigdzie indziej.
Jeszcze kllka lat temu sądziłem, że tereny rozrastającej się Łodzi — w tym Olechowa — tak przeobraziły krajobraz, że znalezienie czegokolwiek po 200 latach na tym terenie będzie po prostu niemożliwe. Okazuje się jednak, że historia pomimo upływu czasu była bardzo łaskawa.
EPILOG (z pogranicza historical-fiction)
A gdyby tak okazało się, że ten dokument mówiący o wywiezieniu kamienia i wrzuceniu go do pobliskich bagien przez starostę wiączyńskiego to zwykła średniowieczna plotka, która urosła do rangi prawdy? Czy rzeczywiście był on tak zdeterminowany, aby zaprząc 16 wołów i wrzucić duży głaz do pobliskiego bagna? Może w ogóle do tego nie doszło i "nasz" kamień spokojnie sobie leży od kilku wieków przy skrzyżowaniu ulic Zakładowej i Transmisyjnej, czekając aż wreszcie ktoś po niego przyjedzie i zabierze go do "domu", do Pabianic, do stolicy byłego "państwa pabiańskiego" i położy koło zamku na wieczną pamiątkę... Ależ by było pięknie...
I na koniec to, czego oczywiście nie mogło zabraknąć w tym opisie — trasa tej krótkiej, ale jakże owocnej wycieczki.